Berlin 2008
Każdy start w turnieju szachowym ma swój określony cel dla szachisty. Jeden będzie walczył o jak najwyższe nagrody i zaszczytne tytuły, inny chce zdobyć wyższą kategorię lub podreperować ranking, a jeszcze inny ma na celu jedynie podnoszenie swej wiedzy i kwalifikacji szachowych. Zauważyłem jednak, iż z wiekiem kryteria szachisty zawężają się i oprócz twórczego aspektu szachów, który daje z pewnością wielką satysfakcję, dochodzą tak prozaiczne sprawy jak choćby realizacje rodzinnych planów urlopowych.
Tak więc dbając o atrakcje nie tylko szachowe wybrałem się z żoną na turniej do Berlina. Terminarz zawodów Lichtenrader Herbst – taka jest nazwa tego turnieju – jest wprost wymarzony dla tych, którzy chcą zwiedzić to niesamowite miasto. Turniej rozgrywany był w dniach 18–26 października. Rundy odbywają się w cyklu jedna dziennie i rozpoczynają się dopiero o godzinie 17.00, co daje niemal cały dzień na odkrywanie berlińskich atrakcji. A zapewniam, że jest co zwiedzać. Galerie (ponad 100), teatry (około 50), opery (3 wielkie opery), muzea (chyba nawet berlińczycy nie wiedzą ile ich mają), imprezy i kina pod gołym niebem, koncerty, słowem tygiel kulturalny, w którym topi się około 3 tysięcy imprez dziennie – tyle podają lokalne gazety i wierzę im, choć mimo starań nie byłem w stanie tego sprawdzić. Co można zatem zobaczyć w Berlinie przez 9 dni – wszystko i zarazem bardzo niewiele. W tym mieście można spędzić cały rok, a wciąż będzie się głodnym nowych niespodzianek. Najlepiej zatem wpaść w wir tłumu i czerpać atrakcje, które same wpadają nam na drogę. Tym sposobem zobaczyłem wszystkie znaczące obiekty w Berlinie przez pryzmat niesamowitych iluminacji podczas trwającego właśnie w stolicy Niemiec festiwalu świateł, ale też zwiedziłem dość nieprzyzwoite targi „Venus 2008”, w ramach akcji „nic co ludzkie nie jest nam obce”.
Niepowtarzalna atmosfera Berlina sprawia, że miasto to praktycznie nie zasypia. O północy byliśmy w restauracji na Friedrichstrasse i mieliśmy problemy z otrzymaniem wolnego stolika. Swoją drogą w tej knajpie byli chyba wszyscy sławni ludzie świata, bo nawet dziś włączając TVN–24 widzę te same osoby, których fotografie z autografami ozdabiały ściany lokalu. Przez cały pobyt, choć był naprawdę intensywny nie czułem zmęczenia. Trasa pokonywana na pieszo z Alexanderplatz przez Unter den Linden do Bramy Brandenburskiej i potem do Sony Center na Potsdamer Platz, nie wydawała się tak długa, ze względu na częste przystanki w niezliczonych knajpkach. Na Ku’dammie nie sposób oprzeć się legendarnym currywurst czy oryginalnym donerkebab, serwowanym przez „rdzennych berlińczyków” czyli Turków.
Autor strony na popularnym Ku’dammie – Berlin 2008 rok
Spośród wielu miejsc jakie odwiedziliśmy niezapomniane wrażenie zrobiło na mnie muzeum muru berlińskiego o nazwie Haus am Checkpiont Charlie, wraz z wystawą i muzeum terroru pod gołym niebem, oraz zapierające dech muzeum techniki (Deutsches Technikmuseum). Dzięki rewelacyjnej komunikacji Berlina mogliśmy błyskawicznie przemieszczać się z centrum do Kurfurstendamm, czy też do dzielnic byłego NRD, gdzie pozostawione fragmenty muru z graffiti przybliżają nie tak odległą i wciąż żywą historię miasta. Był też czas na wycieczkę do Poczdamu, wizytę w zamku Charlottenburg, słowem na brak atrakcji, których nie jestem w stanie wszystkich wymienić nie można było narzekać. Swoją drogą nieźle zmienił się Berlin przez ostatnie dwadzieścia kilka lat. Tyle mniej więcej upłynęło czasu od mojej ostatniej wizyty w tym mieście, kiedy to z ojcem bodajże w 87’ roku wybraliśmy się do Berlina po… telewizor marki Grundig. Z tamtej wizyty pamiętam tylko ciemną stronę Wschodniego Berlina, mur, zasieki, helikoptery wojskowe nad głową i wyjazd z U–bahn na rozświetloną od reklam, przesiąkniętą kapitalizmem Zachodnią część miasta.
Dziś szczerze zachęcam wszystkich do odwiedzenia Berlina, miasta o którym mówi się, że „nowi stają się berlińczykami czasem zupełnie nieświadomie”, co potwierdzają słynne już słowa Johna Fitzgeralda Kennedy’ego „Ich bin ein Berliner” – i naprawdę coś w tym jest.
Wrócę teraz do samego turnieju. Warunki do gry były naprawdę wyśmienite. Na wszystkich stołach – a przecież w turnieju startowało 172 zawodników – były piękne drewniane stauntony oraz zegary elektroniczne. Sala świetnie oświetlona a pierwszych kilkanaście stołów zainstalowano na podwyższeniu, co dodawało prestiżu grającym tam zawodnikom. Sędziowanie bez zarzutów. W momentach niedoczasów jak z pod ziemi wyrastała cała masa asystentów, którzy skrupulatnie notowali przebieg gier. Przed salą zawodów, w pomieszczeniu szatni znajdował się bufet i kilkanaście stolików z kompletami szachów do analizy po rozegranych partiach. Niestety na polskich turniejach takie rozwiązanie jest wciąż rzadkością. W turnieju Lichtenrader Herbst widać naprawdę przysłowiową niemiecką dokładność, dyscyplinę i zorganizowanie.
W zawodach poszło mi nienajlepiej. Zająłem dzielone 32–50 miejsce, przy 29 numerze startowym. Zaliczyłem także kolejne straty rankingowe, chociaż grałem nie najgorzej. Rozpocząłem turniej od 4 pkt z 5 rund i odwiedziłem już trzeci stolik. Jednak słaby finisz 1½ z 4 ostatnich partii zepchnął mnie na dalsze miejsca. Cóż przy takiej ilości zawodników, zgubienie choćby połówki punktu owocuje przejażdżką w tabeli turniejowej nawet o kilkanaście lub kilkadziesiąt miejsc w dół. Nie miałem też szczęścia do punktacji pomocniczej ponieważ dwóch zawodników z którymi grałem wycofało się z turnieju. Najlepiej jednak byłoby wykorzystywać własne szanse na szachownicy, a z tym bywało różnie. Oto przykład.
Grochowalski Paweł – Zahn Benno
Berlin – Lichtenrader Herbst (7 runda)
Berlin – Lichtenrader Herbst (7 runda)
Nastąpiło 38.Ge6+ Być może lepsze było 38.Gg4 choć przy dużym niedoczasie – kontrola była w 40 posunięciu – nie doliczyłem się, że końcówka po 38… Sg4 39.Hg4 e2+ (jeśli 39…f2 to 40. Gf2) 40.Se2 fe2+ 41.We2 He2 42.He2 We2 43.Ke2 jest wygrana ponieważ piona b2 nie można wziąć z uwagi na 44.Gd8 czego ja już niestety nie widziałem. 38… Kf8 39.Gf6 Hg3 40.Gg7+ Ke7 Niedoczas się skończył. Jaki powinien teraz być wynik partii? Zachęcam do samodzielnej analizy i rozwiązania tego zadania. Oczywiście Fritz pokaże wszystko w powiedzmy 0,92 sekundy, ale zapewniam, że jest nad czym samodzielnie pomyśleć. Czarne mimo poważnych strat materialnych mają nieprzyjemne groźby jak choćby mat na f2 lub g2, czy też ruch pionkiem na f2 z dalszymi groźbami. W tej kuriozalnej pozycji po czterdziestu minutach zadumy, zniechęcony poszukiwaniem wygranej powtórzyłem posunięcia. Trzeba tu dodać iż zdawałem sobie sprawę, że jeśli nie widzę wygranej to albo biorę remis albo zapuszczam się w gąszcz wariantów z których mogę cało już nie wyjść. Nastąpiło więc 41.Gf6+ Kf8 42.Gg7+ Ke7 43.Gf6+ Kf8 44.Gg7+ i remis. Co ciekawe po partii do analizy włączyło się wielu kibicujących wcześniej graczy i byli to zawodnicy z niezłymi rankingami - nawet ponad 2300. Najpierw usilnie szukali wygranej, po czym również zniechęcali się i stwierdzali, że chyba jest remis. A jednak wygrana istnieje…
Partia z siódmej rundy Grochowalski – Zahn.
Za moimi plecami stoi organizator i dyrektor turnieju Lihtenrader Herbst Olaf Parnemann.
Turniej wygrał bez żadnych problemów arcymistrz Alexander Graff (ELO-2636) z wyśrubowanym wynikiem 8½ pkt z 9 partii. Drugi był kolejny arcymistrz Jakob Meister (ELO-2481) z 8 pkt a trzeci, zupełnie niespodziewanie Erich Maash (ELO-2151). Zawodnik ten miał 3½ pkt z pięciu gier, ale wygrał cztery ostatnie partie omijając czołówkę turnieju i znalazł się na tak wysokiej pozycji – cóż typowe zjawisko dla „szwajcara” z dużą ilością graczy.
Dla mnie na pocieszenie pozostaje jeszcze sympatyczna miniaturka z pierwszej rundy.
Grochowalski Paweł – Habermann Dennis [D85]
Berlin Lichtenrader Herbst open (1), 2008
1.d4 Sf6 2.c4 g6 3.Sc3 d5 4.cxd5 Sxd5 5.Gd2 Gg7 6.e4 Sxc3 7.Gxc3 0–0 8.h4 Sd7 9.h5 e5 10.hxg6 fxg6 11.Gc4+ Kh8 12.Sf3 He7 13.Hd2 Wf4 14.0–0–0 exd4 15.Wxh7+
1–0
Trudno jest mi jednoznacznie ocenić i zareklamować turniej w Berlinie. Zdaję sobie sprawę że koszty udziału w tej imprezie przewyższają znacznie koszty na polskich openach. Dwuosobowy pokój to koszt 75 Euro za noc, wpisowe to 60 Euro do tego dochodzi podróż i wydatki – podaję te informacje dla tych, którzy chcieliby wybrać się na ten turniej w przyszłości.
Jednak zawsze jest to turniej za granicą, gdzie grają nowi szachiści, panuje inna atmosfera a poza tym zobaczyć Berlin i pomieszkać tam choćby kilka dni – bezcenne…
Partia z mistrzem Hansem Juergenem Meissnerem w piątej rundzie, którą udało mi się zremisować. Zawodnik ten, swego czasu występował w Bundeslidze reprezentując barwy znanego klubu Empor Berlin razem z Władimirem Kramnikiem w jednym składzie.
listopad 2008