Londyn 2010
Rodzinny program „Świat przez pryzmat szachów”, tym razem rzucił nas do Londynu. Już po raz drugi zorganizowano tu London Chess Classic, czyli festiwal szachowy na najwyższym światowym poziomie. Mając w planach odwiedzanie „szachowych miejsc świętych” nie sposób było ominąć tak fantastyczną imprezę.
Dzisiejszy Londyn to prawdziwa stolica świata. Nie tylko jest to centrum światowych finansów, mody, muzyki, kultury ale również miejsce gdzie przelewają się praktycznie wszystkie nacje naszego globu. Podobno na ulicach Londynu, można usłyszeć około trzysta (tak, tak nie pomyliłem się – trzysta!!!) języków i mogę jedynie potwierdzić, że ta informacja wydaje się być wielce prawdopodobna. Londyn to naprawdę niezwykle interesujące miasto i choć zawsze zauroczony byłem Berlinem to teraz muszę szczerze przyznać, że przyćmił on stolicę Niemiec i prowadzi w moim rankingu europejskich metropolii. Jakie zatem ciekawe miejsca, warte gruntownego zwiedzania, mogę polecić czytelnikom tym razem? Na pierwsze miejsce bezapelacyjnie wysuwa się Natural History Museum, w którym z pewnością należy spędzić cały dzień. Zamiast rywalizować teraz z przewodnikami i opisywać dokładnie znajdujące się tu, zapierające dech w piersiach eksponaty, przedstawię kilka fotek, które z pewnością same zareklamują to miejsce.
Londyńskie Natural History Museum.
T. Rex, czyli Tyranozaur, czy raczej Tyrannosaurus rex.
Ta wielka rekonstrukcja, nie dość że przedstawia to „miłe zwierzątko” w jego naturalnych rozmiarach, to do tego jeszcze porusza się i przeraźliwie ryczy.
Autor strony na tle kolejnego wykopaliska w Natural History Museum.
Pomyśleć, że takie "pluszaki" biegały kiedyś po podwórkach…
Próba spoufalenia się z nosorożcem – słoń nie może na to patrzeć, natomiast wieloryb wydaje się być bardzo zainteresowany.
Tak, muzeum historii naturalnej jest miejscem obowiązkowym w harmonogramie zwiedzających Londyn, natomiast znajdujące się dosłownie tuż obok muzeum nauki, nie rzuca już tak na kolana, jak robi to jego odpowiednik w Berlinie. Niemniej jednak jedna z ekspozycji zrobiła na mnie duże wrażenie i sprawiła, że powrót do domu wydawał mi się bardziej bezpieczny. O co chodzi? Otóż powiedzmy to najdelikatniej – nie jestem zbyt szczęśliwy gdy mam lecieć gdzieś samolotem – a tu na multimedialnym globusie, na jednym z pokazów prezentowany jest ruch samolotów na całym świecie w ciągu zaledwie jednej doby. Toż to prawdziwe mrowisko! Tysiące, a może nawet dziesiątki tysięcy maszyn przemieszczających się po naszej planecie. Tak, ta prezentacja robiła wrażenie i dobitnie uświadomiła mi, że transport lotniczy naprawdę musi być najbezpieczniejszym obecnie środkiem lokomocji. Wracając do domu nie musiałem już pić alkoholu na lotnisku, co więcej nie zrobiło na mnie nawet wrażenia, że tuż przed wylotem, już na pasie startowym lotniska, jakieś maszyny podjechały do naszego samolotu i oblały go dużą ilością zielonego płynu, który miał ponoć odmrozić jego skrzydła…
Autor strony przy zbawiennym multimedialnym globusie w The Science Museum.
Ci, którzy mnie znają, wiedzą że od lat interesuję się II wojną światową na morzu. Mam nawet sporą bibliotekę o tej tematyce i nie jest więc niczym dziwnym, że z dużym zapałem odwiedziłem dwa kolejne muzea – Imperial War Museum oraz HMS Belfast. Okręt muzeum jakim obecnie jest lekki krążownik szacownej Royal Navy, stanowi jedną z ciekawszych atrakcji turystycznych Londynu. Stoi zakotwiczony na Tamizie tuż obok słynnej Tower of London oraz kolejnego londyńskiego symbolu – Tower Bridge. Po wejściu na pokład, a dokładniej pod pokład mamy wrażenie, że jesteśmy na okręcie w trakcie jego normalnej służby w czasie wojny. W sterowni słychać rozkazy jakie padały podczas Bitwy koło Przylądka Północnego, w której brał udział HMS Belfast, a w wyniku której zatopiony został niemiecki pancernik „Scharnshorst” w grudniu 1943 roku. Równie interesujące jest muzeum wojny, choć niestety przy słynnej Enigmie nie ma słowa, że rozszyfrowali ją trzej polscy kryptolodzy.
Autor strony na pokładzie HMS Belfast.
Z lewej strony widać Tower of London a w oddali, dosłownie kawałeczek Tower Bridge.
Operacja na HMS Belfast.
Pani mgr fizjoterapii zwraca uwagę okrętowemu lekarzowi aby nie zostawiał nożyczek w brzuchu pacjenta – trudniej później przebiega rehabilitacja.
Autor strony w Imperial War Museum.
W niektórych muzeach naprawdę lepiej nie dotykać eksponatów.
I jeszcze jedna fotka z „odlotowego” Imperial War Museum.
Tower of London nocą.
Nie jedną żonę się tu ścięło, oj nie jedną, nie jedną…
Muszę się przyznać że nieco z rozpędu odwiedziłem National Galery. Nie znam się na malarstwie i pomimo, że w pięknych salach tego szacownego gmachu można obejrzeć oryginały prac takich malarzy jak Leonardo da Vinci, Vincent van Gogh, Pierre-Auguste Renoir, Rembrandt van Rijn i wielu, wielu innych, to wizyta w tym muzeum odbyła się dla mnie w iście ekspresowym tempie. Podobały mi się jedynie dziewczyny Rubensa, które przedstawił bezwstydnie z ich wyeksponowanym cellulitem, choć wydaje mi się, a właściwie jestem prawie pewien, że termin ten nie był nawet znany w czasach kiedy je malował.
Atrakcji turystycznych w Londynie jest naprawdę dużo i mógłbym się tu jeszcze długo rozpisywać o Westminsterze i Big Benie, Pałacu Buckingham, Katedrze Św. Pawła, Royal Albert Hall, Piccadilly Circus, o wielokulturowym i grzesznym Soho w londyńskiej dzielnicy West End i wielu innych miejscach, które udało się nam odwiedzić. Szczerze więc zapewniam, że na brak wrażeń podczas pobytu w Londynie nikt nie będzie narzekał. Poniżej jeszcze dwa zdjęcia zamykające już spacer po „Stolicy Świata”.
Typowa angielska pogoda nad Trafalgar Square.
Zdjęcie wykonane na schodach przed wejściem do National Galery. W tle pomnik admirała Horatio Nelsona a w oddali widać słynnego londyńskiego Big Bena.
Przejażdżka w London Eye – widok na Parlament i Big Bena.
Londyńskie Oko, czy jak inni wolą Koło Milenijne, to chyba obecnie najbardziej rozpoznawalny symbol Londynu.
Mimo iż byliśmy w Londynie jedenaście dni, to nie udało nam się dotrzeć wszędzie tam gdzie planowaliśmy. Najbardziej szkoda mi British Museum, oraz Wimbledon Lawn Tennis Museum (i to będąc takim fanem tenisa ziemnego – do dziś nie mogę tego odżałować). Zapewne było jeszcze wiele atrakcji, których nie udało się nam zobaczyć ale mam nadzieję, że będzie jeszcze kiedyś okazja to nadrobić.
OK – wracam już do głównego dania z menu, czyli London Chess Classic. Turniej został zorganizowany z niezwykłym rozmachem, w kipiącej wręcz od przeróżnych imprez hali Olimpia Center w dzielnicy Kensington. W rozgrywkach elity zagrali – mistrz świata Vishi Anand, ex-mistrz Władimir Kramnik, niedawny lider listy rankingowej Magnus Carlsen, nieobliczalny amerykański arcymistrz Hikaru Nakamura oraz czterech najlepszych szachistów angielskich, Michael Adams, Nigel Short, Luke McShane i David Howell. Takie zestawienie uczestników musi robić na wszystkich wrażenie. Ponadto jak na prawdziwy festiwal przystało odbyły się także inne turnieje. Open główny (w którym uczestniczył autor tych słów) z udziałem 182 zawodników w tym 11 arcymistrzów i ponad dwudziestu mistrzów międzynarodowych. Oddzielny turniej kołowy dla kobiet oraz tak zwany Busy Persons open. Do tego cała masa turniejów blitzowych i szachów szybkich. Kolejne imprezy to weekendowe 5 rundówki – bodajże pięć oddzielnych grup turniejowych, zawody a także szkółki dla dzieci, prelekcje z autorami książek szachowych i oczywiście symultany. A symultany nie z byle kim, bo z gościem honorowym londyńskiego turnieju, słynnym Wiktorem Korcznojem. Swoją drogą to ten mocno już zaawansowany wiekowo arcymistrz (prawie osiemdziesiąt lat) nieźle się trzyma i bez trudu rozgrywał symultany na dwudziestu kilku szachownicach, chodząc między stolikami przez ponad pięć godzin! Jeśli doda się do tego, że prawie wszystkie partie wygrywał, to robi to naprawdę wielkie wrażenie. Drugim gościem honorowym na London Chess Classic był sam Garri Kasparow.
Autor strony w krótkiej rozmowie z legendarnym Wiktorem Korcznojem.
Organizatorzy ale również sami arcymistrzowie, czyli aktorzy tego wspaniałego spektaklu, stworzyli niepowtarzalną atmosferę gdzie zupełnie zniknęła granica między szachowymi tuzami, resztą uczestników festiwalu oraz odwiedzającymi Olimpia Center kibicami. Zawodowcy z światowej czołówki byli naprawdę otwarci, sami zagadywali kibiców i dzielili się swoimi spostrzeżeniami podczas wspólnych – podkreślam wspólnych – analiz w specjalnym do tego celu stworzonym pomieszczeniu. Pewnego dnia jeden z arcymistrzów będących w sali analiz odwrócił się spontanicznie, spojrzał na moją żonę i rzucił – „kiepską pozycję ma Short, nie chciałbym takiej grać”. Na co Magda ze stoickim spokojem i pełnym zrozumieniem odpowiedziała – „zgadzam się, ja też wolałabym tego nie grać…”
Innym razem byłem świadkiem jak pewien gość chciał zrobić sobie fotkę z Kramnikiem i w chwili gdy już ustawili się do zdjęcia coś przestało działać w aparacie fotograficznym. Wołodia spokojnie podszedł do robiącego fotografię, razem pomajstrowali coś w ustawieniach aparatu, po czym ex-mistrz świata powrócił grzecznie z uśmiechem na twarzy do ponownego pozowania.
Dla kibiców to była naprawdę nie lada gratka, mieć takich koryfeuszy szachowych dosłownie na wyciągnięcie ręki, a do tego móc posłuchać jakie mieli przemyślenia w czasie partii, co widzieli a czego nie udało im się odgadnąć podczas samej rozgrywki, kiedy były krytyczne momenty w ich partiach i co wymaga dokładnej analizy po zakończeniu gry. To była naprawdę niezła szkoła. Poniżej przedstawiam kilka fotografii z turnieju.
Zwycięzca London Chess Classic 2010 – Magnus Carlsen
Carlsen wygrał turniej, jednak trudne lekcje otrzymał od szachowych weteranów.
Z Kramnikiem szczęśliwie uratował remis, natomiast z Anandem przegrał kolejną już partię w tym roku.
Konferencja prasowa i wspólna analiza partii McShane – Carlsen, po pierwszej rundzie londyńskiego turnieju. Przy stole komentatorów siedzą gospodarze IM Lawrence Trent oraz GM Daniel King. Również stałymi komentatorami na turnieju byli innymi angielscy arcymistrzowie Ward, Rowson, Gordon oraz Hodgson. Dodatkowo, na korytarzu w głównym holu budynku gdzie rozstawione były szachownice demonstracyjne, można było spotkać analizujących wspólnie z kibicami arcymistrzów Johna Nunna oraz Jonathana Speelmana.
Partia Carlsen – Adams z drugiej rundy (wyniki 1-0 po 49 posunięciach).
Udany rewanż młodego Norwega za kompromitującą porażkę na tegorocznej olimpiadzie w Khanty-Mansiysku.
Nigel Short najlepsze lata ma już chyba za sobą (wynik 1pkt. z 7 partii i ostatnie miejsce) ale czym byłby londyński turniej bez tego sympatycznego arcymistrza.
Rozpoczyna się Nigel Short Show !
W sali analiz angielski arcymistrz po prostu brylował „Tak, tak Kramnik wygrał…, zwyczajnie miał dziś szczęście…, idę teraz po następny kieliszek wina.”
W czasie analizy partii z Nakamurą zaśpiewał piosenkę po czym dostał gromkie owacje od wszystkich znajdujących się tam kibiców.
Spokój, precyzja, profesjonalizm – Mistrz Świata Viswanathan Anand.
Pojedynek tytanów – Kramnik walczy z Anandem.
Dziś w relacjach sportowych modne jest stwierdzenie – „TYPOWY KLASYK”.
Bohater gospodarzy, Luke McShane był dosłownie o krok od zwycięstwa w turnieju. Grał wspaniałe, twórcze i bojowe szachy. Jednak dopiero to, co pokazywał na konferencjach prasowych przy analizie gry, sugeruje że już niebawem kolejny Anglik doszlusuje do ścisłej światowej czołówki.
Godniejszego uwieńczenia turnieju organizatorzy nie mogli chyba sobie wymarzyć. Ostatnia partia w turnieju Nakamura – Adams zakończyła się remisem. Po 63 posunięciach rywale zostali z przysłowiowymi gołymi królami na szachownicy. Dyrektor turnieju Malcolm Pein przyszedł do stolika i osobiście podziękował arcymistrzom za tak zacięty pojedynek kończący tygodniowe zmagania.
Goście honorowi London Chess Classic 2010.
Garri Kasparow w swoim żywiole – daje wywiad dla londyńskiej telewizji.
Wiktor Korcznoj w swoim żywiole – daje symultanę dla londyńskich szachistów.
A jak układały się sprawy w głównym openie festiwalu? Wygrali bardzo pewnie angielscy zawodowcy – Gawain Jones i Simon Williams z wynikiem 7½ pkt. z 9 partii. Drugi z wymienionych miał niesamowity start 6 z 6, potem nieco zwolnił ale i tak wystarczyło mu punktów do podzielenia pierwszej nagrody. Dla mnie osobiście dużą niespodzianką turnieju było dalekie miejsce indyjskiego arcymistrza Abhijeeta Gupta, który po pogromie jakiego doznał z rąk islandzkiego arcymistrza w ostatniej rundzie, wylądował na dalekim 15 miejscu.
Thorhallsson Throstur (2367) – Gupta Abhijeet (2600)
London Chess Classic open (r9), 15.12.2010
1.e4 c5 2.Sf3 d6 3.d4 cxd4 4.Sxd4 Sf6 5.Sc3 Sc6 6.Gg5 e6 7.Hd2 a6 8.0–0–0 Gd7 9.f4 b5 10.Gxf6 gxf6 11.Kb1 Hb6 12.Sxc6 Gxc6 13.f5 b4 14.Se2 e5 15.Sg3 h5 16.h4 Hc5 17.Gd3 Ke7 18.He2 Gh6 19.Sxh5 He3 20.Hf1 a5 21.g4 a4 22.g5 a3 23.Hg1 Hxg1 24.Wdxg1 Gf8 25.Sxf6 axb2 26.Kxb2 Kd8 27.Gc4 d5 28.Gxd5 Gxd5 1–0
Dla autora strony turniej ułożył się bardzo pomyślnie. Zrobiłem co prawda pięćdziesięcio-procentowy wynik ale za to rezultat rankingowy oscylował w granicach 2255 co jest dla mnie niezłym osiągnięciem. Wynikiem tym wygrałem rywalizację szachistów w grupie rankingowej 2000–2200. Anglicy klasyfikację tą prowadzą nie na podstawie ilości zdobytych punktów (jak to często bywa w naszym kraju), tylko właśnie na podstawie uzyskanego wyniku rankingowego. Również zadowolony jestem z samych partii jakie rozegrałem z trudnymi przeciwnikami. Grałem z naprawdę ciekawymi szachistami. Miałem starcie z młodym hiszpańskim mistrzem międzynarodowym, trzema mistrzami FIDE, a i zawodnicy bez tytułów byli nietuzinkowymi graczami. Mam tu przede wszystkim na myśli graczy, którzy mnie pokonali. Terry Chapman grał kiedyś czteropartiowy mecz z Kasparowem i przegrał go z wynikiem 1½ do 2½ – oczywiście mecz był nietypowy bo Kasparow dawał dwa pionki for. Kolejny mój pogromca z ostatniej rundy turnieju Jonathan Grant, był kilkakrotnym medalistą mistrzostw Szkocji i reprezentantem tego kraju na olimpiadach szachowych.
W Londynie był jeszcze jeden włocławski akcent. Otóż w turnieju uczestniczył także mój kolega z rodzinnego miasta, mieszkający obecnie na stałe w Anglii, Krzysztof Rafalski. Krzysiek zdobył 3 pkt. i również może imprezę zaliczyć do udanych. Nasz włocławski szachista gra doprawdy w stylu słynnego Michaiła Tala. Poświęca figury, nie do końca poprawnie, ale o tym przeciwnicy dowiadują się dopiero po partii. Oto najlepszy przykład.
Lim Nan – Rafalski Krzysztof
London Chess Classic open (r3), 10.12.2010
1.e4 d6 2.d4 Sf6 3.Sc3 g6 4.Gg5 Gg7 5.f4 c5 6.dxc5 Ha5 7.Hd2 Hxc5 8.Sf3 0–0 9.0–0–0 Gd7 10.Gd3 b5 11.Gxf6 Gxf6 12.Sd5 Gg7 13.Sxe7+ Kh8 14.Sd5 Ge6 15.Kb1 f5 16.Se3 fxe4 17.Gxe4 Wxf4!!
Niesamowite poświęcenie. Wykrzykniki są oczywiście za odwagę i pomysłowość, ponieważ cała idea nie jest poprawna. 18.Gxa8 Gxa2+! Najpierw wieża a teraz jeszcze goniec! 19.Kc1? I stało się – grający białymi został zahipnotyzowany. Należało grać 19.Kxa2 Wa4+ 20.Kb3! (ale nie 20.Kb1?? z uwagi na efektowny wariant 20… Wa1+ 21.Kxa1 Ha3+ 22.Kb1 Hxb2#) i po dalszym 20...Sa6 spokojne 21.c3 powinno dać białym wygraną. 19...Wa4 20.Hd3? Gc4 21.Sxc4 bxc4 22.He2 Gxb2+!! 23.Kd2 Gc3+!! 24.Kxc3 Wa3+! 25.Kd2 Hb4+ 0–1
Szalona partia – i pomyśleć, że czarnymi grał zawodnik z III kategorią.
Poniżej zaprezentuję teraz jedną ze swoich wygranych partii, ze znanym w Polsce mistrzem FIDE z Litwy Povilasem Lasinskasem.
Grochowalski Paweł – Lasinskas Povilas
London Chess Classic open (r6) 13.12.2010
1.d4 Sf6 2.c4 e6 3.Sc3 Gb4 4.e3 b6 5.Gd3 Gb7 6.f3 Gxc3+ 7.bxc3 0–0 8.Se2 d6 9.0–0 c5 10.e4 Sc6 11.Gg5 h6 12.Gh4 g5 13.Gf2 cxd4 14.cxd4 e5 15.c5 dxc5 16.dxc5 Sb4 17.Gc4 Hxd1 18.Wfxd1 Wac8 19.Wd6 Kg7 20.Sg3 Wc7 21.Sf5+ Kg6 22.h4 Partia jest praktycznie zakończona, choć mój przeciwnik wykonał jeszcze z rozpędu kilka posunięć 22…Wc6 23.Se7+ Kg7 24.Sxc6 Sxc6 25.hxg5 hxg5 26.cxb6 axb6 27.Gxb6 Se7 28.Gd8 Seg8 29.Wb1 Se8 i czarne nie czekając już na posunięcie, poddały się 1-0
Na takim turnieju zasiada się w doborowym towarzystwie – autor strony pomiędzy arcymistrzem Keithem Arkelem (z lewej) i mistrzem międzynarodowym Craigem Henleyem.
Czy może być coś lepszego – szachy i pepsi bez cukru…
Paweł Grochowalski podczas London Chess Classic Open 2010.
Autor strony odbiera niespodziewaną nagrodę z rąk Stewarta Reubena (byłego przewodniczącego Britisch Chess Federation z lat 1996-99).
Nagroda za najlepszy wynik w grupie rankingowej do 2200 ELO.
Pierwszy raz w życiu dostałem nagrodę w postaci czeku bankowego. Na szczęście na sali był przedstawiciel banku, który natychmiast dokonał wymiany i wypłacił mi okrągłą sumkę 250£.
Na zakończenie mojej relacji zamieszczam jeszcze kilka fotek, które będą stanowiły dla mnie naprawdę cenne pamiątki.
Nigel Short i autor strony.
Na zdjęciu bardzo oficjalnie. Mniej oficjalnie było w pubie po drugiej stornie ulicy (miałem szczęście i mieszkałem w hotelu nad tym pubem), gdzie codziennie wieczorem przychodzili praktycznie wszyscy arcymistrzowie na drinka i pogawędki. Piwo piła dosłownie cała reprezentacja szachowa Anglii a dodać trzeba, że pomagali nawet rezerwowi arcymistrzowie – był raz taki wieczór, kiedy to naliczyłem ich czternastu. Pewnego dnia jedliśmy tam kolację a przy sąsiednim stoliku to samo próbował uczynić Kramnik i jego żona. Próbował, ponieważ był bardzo zły po remisie z Carlsenem i strasznie przeżywał partię nie interesując się jedzeniem.
Dedykacja w książce i uścisk dłoni z genialnym Garrim Kasparowem.
Nie myłem tej ręki przez kilka następnych dni…
„Wszyscy robią sobie zdjęcia ze sławnymi szachistami – ja też chcę jedno!!!”
OK. – Magda Grochowalska i Magnus Carlsen.
Cóż, pozostaje mi już tylko zachęcić czytelników do wyjazdu na kolejne edycje London Chess Classic i zapewniam, że przejść się wieczorem do londyńskich Docklands, usiąść w tawernie The Dickens Inn, wypić oryginalnego Guinnessa a następnie zrobić sobie spacer i zobaczyć podświetlony Tower Bridge, to przeżycia bezcenne…
Jeden z głównych symboli Londynu – Tower Bridge
Grudzień 2010 (aktualizacja styczeń 2011)